28/10/2025
Dziękując Państwu za ostatnie spotkanie w tak licznym gronie, załączamy myśli, które pojawiły się w dyskusji.
Sirat to jeden z tych filmów, które nie tyle się ogląda, co przeżywa wszystkimi zmysłami. Podczas spotkania rozmawialiśmy o ludziach - o ich wyobcowaniu, kruchości, pragnieniu sensu i nieuchronnym zderzeniu z własną śmiertelnością. Forma, balansująca między muzyką a obrazem, tworzy wieloznaczny kontekst, w którym każdy dźwięk i kadr stają się symbolicznym odbiciem ludzkiego doświadczenia. Dostrzegaliśmy zarówno melancholijną kondycję człowieka zagubionego w poszukiwaniu znaczenia, jak i świata, który dawno utracił poczucie kierunku.
Film zaczyna się od straty i nieustannie mierzy się z próbą jej wypełnienia. Luis i Esteban – przybysze z cywilizacji - trafiają w poszukiwaniu córki i siostry w świat rave’u, enklawę outsiderów. Nie wiadomo, czy muzyka i taniec, w które się zanurzają, są przejawem życia, czy raczej desperacką próbą zagłuszenia pustki i melancholii. Niskie, pulsujące bity przenikają pustynny krajobraz niczym echo zbiorowego niepokoju - rezonansu współczesnego wyobcowania i utraty sensu. Monumentalne pejzaże pustyni i gór stają się tłem dla ludzkiej bezradności wobec natury i historii.
„Masz wybór: możesz jechać albo zawrócić” – mówi jeden z uczestników rave’u. Każdy z tych wyborów pozostaje jednak złudzeniem - pozorem wpływu na los, który i tak wymyka się spod kontroli.
Film konfrontuje nas z podstawowymi lękami: przed rozpadem, dezorientacją i niemożnością komunikacji, dodając pytania o granice życia i śmierci oraz o ich nieprzewidywalność. Intymna scena, w której bohaterka przywraca do życia głośnik, mówiąc: „każdy jest inny i nie wiadomo, kiedy wyda swój ostatnie ton”, splata się z finałowymi wspomnieniami tych, którzy ocaleli - ich „ostatnich tchnień” bliskich osób. Nigdy nie wiemy, kiedy nadejdzie koniec i jaki będzie. Przypadkowy, groteskowy, niemy... Można przecież umrzeć, będąc jeszcze żywym – tracąc sens, więzi, zdolność czucia. Sirat pyta więc też może: kiedy naprawdę kończy się życie?
Kiedy po traumie utraty syna Luis wychodzi na pustynię, by umrzeć (może by ukarać siebie, może by się z nim utożsamić), krzyczy z bólu, ale jego głos ginie w ciszy i otchłani. Freud pisał, że nie istnieje nieświadoma reprezentacja śmierci - nie możemy jej naprawdę pojąć, dlatego w jej obliczu jesteśmy samotni. Odkrycie własnej nicości może napełnić nas lękiem, ale też pozbawić śmierć jej władzy, zaakceptować ją, stać się bardziej wolnym od złudzeń i gotowym na spotkanie z losem.
Życie jawi się jako nieustanny proces umierania, przed którym nie ma odwrotu, ale też jako wędrówka, w której każdy krok, choć niepewny, wciąż prowadzi ku drugiemu człowiekowi.
W tym pustynnym pejzażu pojawiają się jednak drobne ludzkie gesty – spojrzenie, dotyk, uważność, czułość. To one przywracają kruchą wiarę w drugiego człowieka, przynoszą nadzieję i dają poczucie, że więź może być ocaleniem. Odnalezienie przez grupę Luisa i zapewnienie mu „trzymającego środowiska” przywraca jego kontakt z sobą – zdolność do śnienia i projektowania siebie w przyszłość. Wyśniony motyw biegnących przez pustynię torów kolejowych, pojawiający się w finale, staje się metaforą tej drogi: kruchej, w bezkresie ale możliwej.
Tekst: Michał Mocek