26/09/2025
Testuję ostatnio różne drogi pozostania rdzeniem swojego własnego życia, gdy wszystko wokół zaprasza mnie do rozproszenia i pogubienia się. To wokół mojej rodziny (najbardziej!), moich wartości i moich intencji ma się organizować moje życie, nie chcę by organizowały je inne wiry (cudzych!) pobudzeń. Oto moje (nadal testowane) sposoby na pozostanie żywą i stabilną, gdy wszystko wokół zaprasza do bycia nieobecną (lub nadobecną) i wyczerpaną:
- Decyduję się pozostać zorientowana w tym, co dzieje się w świecie najbliżej mnie i w świecie szerokim. Mimo że zewsząd słyszę „nie odpalaj wiadomości | nie czytaj | nie zaglądaj w obszary, które cię bezpośrednio nie dotyczą”, decyduję się, wiedzieć, co się dzieje. Poinformowanie nie oznacza pochłonięcia przez trudne informacje. Nie chcę dysocjować od życia w świecie XXI wieku (inne życie nie będzie mi dane). Zorientowanie się to zdrowie. Dlatego mam czas w ciągu dnia na doczytanie, zajrzenie w maile, zajrzenie na stan konta. Nie dysocjuję od trudności. Stawiam się do życia.
- Wprowadzam się w ruch każdego dnia. Ruch ciała, emocji, myśli. Zdrowe życie to życie w ruchu. Codziennie znajduję czas na to, by się głośno śmiać, spacerować, spojrzeć w oczy moim dzieciom, przeczytać coś niezwykle dla mnie ważnego.
- Kolektywne troski najlepiej przeżywa się w kolektywie. Do 20 roku życia żyłam w ogromnym osamotnieniu. Do 30 roku życia liczyła się to nauka, praca, nauka, praca. Od 30-stki - w momencie największego kryzysu w życiu - rzuciłam się jak dzika w stronę przyjaźni. Od kilku lat (szczęśliwie już po 40-tce) żyję w swojej erze grup przyjacielskich. Kolektyw - to nas wszystkich ocali! Grupa dobrze życzących mi ludzi (dzięki, dziewczyny!) - to codziennie robi mi mój dzień.
- Wymiana w miejsce wyczerpania. Mogę angażować się w ważne sprawy tylko, jeśli mam skąd czerpać energię do zaangażowania. Ta energia to zdrowe (ale bez obsesji) jedzenie, chwile zatrzymania, ludzie, przy których nic nie trzeba udawać, terapia, superwizja i las.
- Tworzenie w miejsce naprawiania siebie. Czasami mówię sobie: „już wystarczy! Teraz działam z tym, co mam.” I to bardzo gruntująca perspektywa.
A jak u Was? Jak dbacie o siebie w chaosie?