13/08/2023
Opieka współdzielona oznacza, że dziecko mieszka przez porównywalny czas w domu matki i w domu ojca, a zatem, że dziecko ma dwa domy. W kulturze, gdzie dom jest z definicji jeden, posiadanie dwóch domów wydaje się niemożliwe, wewnętrznie sprzeczne, a czasem – szkodliwe. Jedna z moich dorosłych rozmówczyń, matka 7-letniego chłopca, który wychowuje się w opiece współdzielonej, opowie- działa mi o swojej wizycie w poradni pedagogiczno-psychologicznej. Rozmówczyni zgłosiła się tam w związku z trudnościami adaptacyjnymi syna w szkole, na co pedagożka powiedziała: „No cóż, nie chcę państwa oceniać, ale dziecko powinno mieć jeden dom”. Trudno nie odczytać w tym zdaniu sugestii, że trudności chłopca w szkole wprost wynikają z tego, że wychowuje się on w opiece współdzielonej. I choć moja rozmówczyni i jej były partner nie podzielają tego przekonania, trudno im było zupełnie nie przejąć się opinią ekspertki. Przestraszyli się i zaczęli się zastanawiać, co powinni zrobić. Ostatecznie uznali, że zrezygnowanie z opieki współdzielonej byłoby niedobre dla ich synka, który musiałby rozstać się z jednym z rodziców (a poza tym, zastanawiali się, z którym z nich w takim razie miałby mieszkać i jak mieliby o tym zadecydować), postanowili jednak, że jedno z nich przeprowadzi się, tak, żeby oba domy były blisko siebie, i że stworzą całą listę zasad, które będą takie same w obu domach, żeby w życiu chłopca zmieniało się jak najmniej.
Rodzice, którzy zapraszali mnie do domu, żebym mogła porozmawiać z ich dziećmi, często wspominali przy okazji o swoim niepokoju, o tym, że sami nie są pewni, czy dobrze robią i czy nie szkodzą swoim dzieciom. Zdarzało się też, że mówili, że kiedy się rozstawali, szukali informacji na temat opieki naprzemiennej, bo martwili się, czy mieszkanie w dwóch domach nie będzie krzywdą dla ich dzieci. Jedna z mam wyraziła w mailu zaniepokojenie, że dzieci mówią, że idą „do mamy” albo „do taty”, nigdy, że idą „do domu”. Jeżeli dom jest z definicji jeden, czy ktoś, kto ma dwa domy, nie ma tak naprawdę żadnego domu?
Dzieci i nastolatki, z którymi rozmawiałam, wydawały się nie podzielać tego niepokoju i z całkowitą pewnością twierdziły, że mają dwa domy i w każdym z nich czują się równie „u siebie”. Czasami jeden dom był dla nich „bardziej domem”, ale wynikało to jedynie z czasu, od jakiego dziecko w nim mieszka (np. dlatego, że jedno z rodziców często się przeprowadzało albo niedawno się przeprowadziło). Problem z mieszkaniem w dwóch domach pojawiał się dopiero, kiedy dziecko czuło, że musi się z tego tłumaczyć, że zdaniem dorosłych, których spotyka, w mieszkaniu w dwóch domach coś jest nie tak, jak powinno być.
Dzieci opowiadały mi o ciężkich torbach, których nie lubią nosić, albo o tym, jak je drażni, kiedy zapomną czegoś, co jest im potrzebne. Jednocześnie wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, twierdziły, że opieka współdzielona jest najlepszym
rozwiązaniem po rozstaniu rodziców, ponieważ pozwala zachować równie bliską relację z każdym z nich.
Maria Reimann, Rodzina jako wspólna sprawa, fragment artykułu