22/07/2021
Są dwa wektory głębokiego wstydu. Pierwszy to poczucie: jestem zły, więc chcę zniknąć, czyli chęć ucieczki, schowania się, a w konsekwencji trudność w relacji ze światem i ze sobą.
Jeżeli uważam, że jestem straszny i sobie zasłużyłem, by mój ojciec pił i bił, to bliski kontakt z kimkolwiek przeraża mnie, bo nieświadomie obawiam się, że historia się powtórzy. I albo zrobię komuś krzywdę albo ten ktoś ucieknie, gdy tylko odkryje prawdę o mnie.
Drugi wektor przeciwnie – to pragnienie odwetowego ataku.
Wtedy mam poczucie, że to inni są źli, nie ja?
Taka osoba, a czasem całe grupy ludzi mówią: „My jesteśmy dobrzy i moralni, a świat jest zły i zasługuje na zniszczenie”. Albo: „Wszyscy się mylą, tylko nie ja”. Pod spodem zaś zwykle kryje się wstyd. Często są to osoby, które latami były upokarzane, prześladowane, a teraz wcielają się w nieomylnego tyrana. Albo doświadczyły narcystycznego uwiedzenia przez rodziców, którzy widzieli w nich realizatorów własnych ambicji, a nie realne dzieci. Takie
osoby rzadko trafiają na terapię, bo są przekonane o swej nieomylności i podłości innych. Musi się wydarzyć coś, co je złamie. W dzieciństwie wstyd przykrywa pragnienie
kontaktu, bliskości. Dziecko uważa, że nie ma miejsca na te uczucia, a co więcej, że gdy je przeżywa, to traci kontakt z bliską mu osobą, więc zastępuje je wstydem. Poświęca swoje pragnienia i potrzeby, by ocalić więź z rodzicem. Wstyd uszkadza inne emocje. Sprawia, że bycie blisko z kimś, już w dorosłym życiu, staje się trudne, wręcz niemożliwe. Nie pozwala pokochać kogoś i nie pozwala, by nas ktoś pokochał.
Anna Król-Kuczkowska w rozmowie z Agnieszką Jucewicz w książce „Czując”
fot Benjamin Zanatta