27/08/2025
Odcinek 14.
Nie jestem już sama
📖 cykl autentycznych historii – na stronie Po Moc
---
Nie wiem, czy był jakiś jeden konkretny moment przełomu.
Raczej zbiór małych kroków. Ścieżek, które powoli zaczęły prowadzić mnie do światła.
A może to był właśnie ten wieczór – gdy spojrzałam sobie w oczy i powiedziałam:
„To nie może tak dalej wyglądać. Musisz coś zmienić. Dla siebie. Dla dzieci.”
Działo się wiele. Kiedy znów wezwałam karetkę po kolejnej padaczce alkoholowej, w drzwiach stanął ten sam lekarz co poprzednio. Spojrzał na mnie z troską i zapytał:
„Znowu? Co tu się dzieje?”
A ja… tylko płakałam. Jakbym nie umiała już mówić. Jakby język też się poddał.
Wstyd. Bezradność. Żal.
Czułam, że nie żyję – tylko tkwimy wszyscy w jakimś upiornym przedstawieniu, które nikt nie chce zakończyć.
Nie umiałam już zliczyć tych interwencji, tych krzyków, strachu dzieci, noży chowanych po szufladach, bo bałam się, co się stanie, gdy znów wpadnie w szał.
Ale nie tylko to doprowadziło mnie do punktu zwrotnego. To był proces.
Zaczęło się powoli.
📌 Leki od psychiatry, które najpierw przyjęłam z wahaniem – bo przecież ja „nie jestem chora”.
A jednak… po kilku tygodniach przestałam czuć się jak we mgle. Jakby ktoś odsunął zasłonę i wpuścił światło. Zaczęłam widzieć wyraźniej. Myśleć jaśniej.
📌 Pojawiła się też otwarta, pomocna dłoń. Nie taka, która ciągnie na siłę, ale ta, która po prostu jest i czeka.
Nie oceniał, nie naciskał. Tylko dawał przestrzeń i zrozumienie.
A ja… pierwszy raz poczułam, że nie jestem już tak całkiem sama.
📌 Zaczęłam czytać. O współuzależnieniu. I zobaczyłam w tych opisach siebie.
Widziałam to wszystko: wyrzucanie alkoholu, tłumaczenie jego zachowań, ukrywanie wstydu, wycofywanie się ze świata.
Zaczęłam mówić. Na głos.
Zaczęłam powtarzać: „mój mąż jest alkoholikiem”.
I choć za każdym razem łamał mi się głos, to zrzucałam z siebie ten ciężar.
To nie była moja wina.
Tamten wieczór był kulminacją.
Niewidzialnych nici, które zaczęły się splatać w coś większego.
Zbierałam siły, aż przyszła ta chwila, w której powiedziałam: „potrzebuję pomocy”.
Nie wiedziałam, co mnie czeka. Ale wiedziałam jedno: tak dalej być nie może.
Kiedy zadzwoniłam – na drugi dzień trafiłam do ludzi, którzy otworzyli swoje serca.
Wreszcie ktoś nie pytał: „Dlaczego nic z tym nie robisz?”
Tylko: „Jak możemy pani pomóc?”
Siedziałam w tym gabinecie, skulona i rozdygotana, a pani z interwencji spojrzała na mnie ciepło i zapytała:
– „Z czym pani dzisiaj przyszła?”
A ja... szukając w głowie odpowiedzi, wydusiłam tylko jedno:
– „Proszę mi pomóc. Już nie wiem, co robić. Nie wiem nawet, czego chcę. Tylko wiem, że muszę ratować siebie i dzieci.”
Tego dnia spotkałam tylu wspaniałych ludzi, że nie mogłam uwierzyć, że tacy jeszcze istnieją.
Nie oceniali. Nie mówili: „sama sobie jesteś winna”.
Tylko słuchali.
I po prostu byli.
Założyłam Niebieską Kartę.
Opowiadałam. Łzy płynęły strumieniami, a ja ledwo mogłam mówić.
Sama nie wierzyłam w to, co opowiadałam. Jakby to nie było moje życie.
A jednak – każda historia, każde słowo, to była moja codzienność.
I wtedy usłyszałam:
„Od dziś nie jest pani z tym sama.”
Te słowa miały siłę tlenowej maski.
Jakby ktoś dał mi wreszcie oddech.
To był początek.
Nie bajki. Nie cudu.
Ale nowego etapu – mojej walki o siebie.
---
📍 Po Moc – Gabinet Psychoterapii
Siedlce i online | 📞 601 916 128