18/10/2025
Gdy zobaczyłam wczoraj ten filmik wybuchłam nie salwą - a salwami śmiechu. Pomyślałam - że dawno się tak nie śmiałam, odkąd obejrzałam z miesiac temu Kabaret Starszych Panów. Bo to z czym mamy tutaj do czynienia to istny kabaret rozbuchanego już do granic przyzwoitości psychobiznesu.
Kiedy słyszę - i to od osoby o rozgłosie medialnym, wielkiej gwiazdy, ikony wręcz - że „nie warto sobie przypominać przeszłości, bo to utrwala zaburzenia”, to nie da się nie porównać tego do spektaklu - ale tym razem do spektaklu marketingowego. To stwierdzenie bowiem jest nie tylko uproszczeniem godnym hasła reklamowego, ale dogłębnym pomyleniem perspektyw, lub świadomego, ostentacyjnie makiawelicznego działania zamieniania pamięci antagonisty, a z doświadczającego człowieka - pacjentq, którego trzeba jak najszybciej wypromować w teraźniejszość.
Obrzydliwa hipokryzja psychobiznesowej retoryki na polu psychobiznesu chętnie używa naukowej oprawy z słodkiej piany i brokatu, lecz zbiór metod, które się tam przewijają, często nie ma solidnego uzasadnienia empirycznego ani hermeneutycznego. Psychobiznes - jak pisze literatura krytyczna - to sfera, w której „zarobkowanie na poradnictwie psychologicznym” bierze górę nad wiernością rzeczywistej klinice psychicznej.
Stąd zdania typu „zapomnij przeszłość” brzmią jak mantra sprzedawcy cudownego suplementu: atrakcyjne, łatwe do zapamiętania, lecz oderwane od głębi psychicznej ludzkiej egzystencji.
Dlaczego to przeszłość (i pamięć) jest konieczna - z perspektywy logicznej hermeneutyki psychicznej. Nie mam na myśli pamiętania faktów - a subiektywnej pamięci podmiotu, który cierpi. Myślę, ze dlatego, że traktowanie przeszłości jako wroga to zaklinanie destrukcyjnego mitu: że pamięć jest wyłącznie pułapką, że się „utkniemy”, jeśli o niej pomyślimy. Ale psychika nie jest magazynem do zamurowania: nie da się zamieść niewygodnych śladów pod dywan. Przeszłość - trauma, urazy, konflikty - nie wyparowuje; jeśli nie zostaną one przeformułowane w narrację, pozostaną jako symptomatyczne „żywe szczątki”, które działają poza świadomością.
W ujęciu strukturalnej hermeneutyki podmiotowej, kiedy pamięć jest wypierana, to nie znika -staje się fantomem, rządzącym przez niedopowiedzenia, powroty, objawienia. W takich mechanizmach leży istota tego, co bywa nazywane powrotem wypartego— objawy, sny, lęki, kompulsje. To nie przypadek, że liczne podejścia kliniczne zakładają, iż krytyczne odwołanie się do przeszłości jest koniecznym krokiem ku integracji podmiotu.
Psychobiznes ma to gdzieś.
Mówić „nie wspominaj, to cię unieszczęśliwi” to mówić: „nie czytaj księgi, spal jej strony i przeczytaj tylko fragmenty, które dobrze brzmią”. To ultra-leciutkie zaklęcie terapeutyczne, które przesłania rzeczywistą pracę z dialektyką między tu-i-teraz a tam-i-wcześniej. To jakby doradzać pisarzowi: „zignoruj swoje wersje robocze - pisz tylko od razu finał”.
O odpowiedzialności medialnej i etosie nauki
publiczne autorytety psychologiczne mają ( niestety) znaczącą władzę retoryczną. W Polsce cierpimy na brak prawdziwych autorytetów dziedzinie duszy ludzkiej, którzy do mediów faktycznie chodzą. Ta władza wpisana w to, co Foucault nazywał biopolityką składa się rozgłos, dostęp do mediów, zdolność modelowania języka „rozwoju”. Gdy ktoś z tej pozycji wypowiada się w sposób uproszczony i nieostry, nawet pod płaszczem „dobrej rady”, czyni to ogromną szkodę de facto- bo zasiewa w umysłach przekonanie, że psychologia to instrukcja „jak żyć”, a nie skomplikowany warsztat badania, rozumienia i interpretacji podmiotu ludzkiego.
Wszelako, retoryka „zapomnij i żyj” jest w wielu wersjach retoryką indywidualizmu - zakłada, że człowiek jest sam sobie winien, że to od jego decyzji zależy, jak (i czy w ogóle) przeszłość do niego wróci. To wygodne dla kogoś, kto sprzedaje warsztaty, kursy, programy samodoskonalenia - ale absolutnie niedopuszczalne dla refleksji psychicznej godnej powagi.
Zatem - gdy słyszę takie stwierdzenie od popularnej psycholożki - reaguję jak na slogan, nie jak na diagnozę. Nie mam zgody na to, by banalny cytat w mediach przekształcono w „metafizykę życia”. Gdy ktoś wytacza przeciw przeszłości argument „utrwalania zaburzeń”, to nie używa instrumentów kliniki - używa broni retorycznej. Stwierdzenie Ewy Woydyłło nie odzwierciedla bogactwa psychicznej dialektyki, lecz spłaszcza ją do pigułki poradniczej. To jest śmieszne i żenujące - a jednak straszne.
To jest tak w zasadzie slogan, który promuje (świadomie lub nie) psychobiznes - dyscyplinę, w której człowirk ma być pozbawiony skomplikowania i głębi na rzecz „natychmiastowej ulgi”. To taka godna PR-lektura, nie zgłębiania podmiotowej patologii, lekceważenie uczestnictwa jednostki w jej własnej historii psychiczną
Nie warto zaklinać się, że pamięć to wróg - trzeba raczej rozwijać odwagę dialektyczną: by stawić czoła przeszłości, by ją przyjąć, nadać sens i wzruszyć się jej geometrią w relacji do teraźniejszości. To jest prawdziwa praca psychiczna -a nie marketingowa „instrukcja życia”.
https://www.facebook.com/share/v/17XSvFfvjB/