26/11/2025
Zima zawsze przypomina mi o kobiecości.
Nie tej rozumianej jako wygląd czy rola.
Ale tej głębokiej, wewnętrznej, cichej kobiecości, która żyje pod powierzchnią — jak woda zimą, skryta pod lodem, a jednak wciąż płynąca.
W Medycynie Chińskiej Zima jest czasem Wody.
Czasem, w którym nic nie musi być „produktywne”.
Nic nie musi błyszczeć.
Nic nie musi „dziać się szybko”.
Zima jest porą, która mówi:
schowaj się,
zbliż się do siebie,
zatrzymaj to, co najcenniejsze,
pozwól opaść temu, co było tylko hałasem.
I tak samo jest z kobiecością.
Kobiecość nie rodzi się w pośpiechu.
Nie rozwija się w świetle reflektorów.
Nie kwitnie, kiedy biegniemy bez tchu.
Kobiecość dojrzewa w ciszy.
W miękkości.
W momentach, kiedy potrafię założyć miękki sweter, zrobić ciepły napar, usiąść przy oknie i pozwolić sobie nic nie udowadniać.
Kobiecość rośnie, gdy daję sobie prawo do odpoczynku.
Gdy zatapiam się w wewnętrznej Zimie — tej, która jest we mnie niezależnie od pór roku.
Zima jest czasem gromadzenia Jing, energii esencjonalnej, która decyduje o naszej sile, życiu, płodności, zdrowiu.
A kobiece ciało szczególnie potrzebuje takich chwil:
momentów, w których nie wypływamy na powierzchnię, ale zanurzamy się głębiej.
Głębiej w swoje potrzeby.
Głębiej w swoje granice.
Głębiej w swój spokój.
Bo zimowa kobiecość nie jest słaba.
Jest spokojna.
Nie jest ciemna.
Jest ugruntowana.
Nie jest wycofana.
Jest mądra.
To czas, kiedy uczę się, że odpuszczanie też jest działaniem.
Że zatrzymanie jest częścią drogi.
Że bycie w sobie jest równie święte jak wychodzenie do świata.
Zima przypomina mi, bym pozwoliła swojej kobiecości odpocząć.
Bym nie oczekiwała od siebie kwitnienia, kiedy jest czas korzeni.
Bym otuliła własne Yin, zanim znów przyjdzie czas, żeby rosnąć.
Bo prawdziwa kobiecość nie jest nieustannym kwiatem.
Jest cyklem.
A Zima jest jej najgłębszym, najbardziej prawdziwym etapem — tym, z którego rodzi się wszystko, co ma nadejść później.