13/10/2025
Bowen i uwalnianie emocji uwięzionych w ciele.
Jakiś czas temu uczestniczyłam w spotkaniu terapeutów Bowena. Wymienialiśmy się doświadczeniami i opowiadaliśmy o efektach naszej pracy. Podczas rozmów silne emocje wzbudził temat profilu jednej z naszych koleżanek na Facebooku. Publikowała tam posty i filmiki, pokazujące, jak intensywnie reagują niektórzy pacjenci na zabiegi Techniką Bowena – że podrywa ich na łóżku, że nogi poruszają się same, że ręce wykonują nieskoordynowane ruchy.
Część terapeutów była zdania, że takie reakcje są niemożliwe. Że koleżanka przesadza, koloryzuje, a jej nagrania nie mogą być autentyczne. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony te sceny rzeczywiście wyglądały nieprawdopodobnie, niemal teatralnie. Z drugiej – myślałam, że zawód terapeuty wymaga uczciwości i rzetelności, więc zmyślanie byłoby nie do pomyślenia.
Temat tych filmików był szeroko komentowany, a ich autorka – surowo oceniana.
Kilka miesięcy później do mojego gabinetu przyszła kobieta, czterdzieści kilka lat, bardzo świadoma siebie i swojego ciała. Opowiedziała, że jest psychoterapii, że medytuje, ćwiczy jogę i uczestniczyła w zajęciach uwalniania emocji z ciała. Mimo to wciąż czuła, że coś ją w środku ściska i blokuje. Od lat źle się czuła, choć wszystkie badania miała wzorowe.
Teraz znalazła Bowena i chciałaby spróbować.
Długo rozmawiałyśmy. Dopytałam. Problem kobiety był ewidentnie natury psychosomatycznej. W jej życiu nie było czasu na rozczulanie się nad sobą, na łzy. Emocje trzeba było upchnąć głęboko w ciele. Była silna. Dała radę.
Popatrzyłam na kobietę i powiedziałam:
- Zobaczmy, co Bowen może dla pani zrobić.
Kobieta położyła się na łóżku, ja zrobiłam dwa pierwsze ruchy Bowena, okryłam kobietę kocem i wyszłam do pomieszczenia obok.
Po minucie doszły do mnie dziwne odgłosy dochodzące z gabinetu. Kiedy weszłam, zobaczyłam, że kobieta bardzo kręci się na łóżku. Wyglądało, jakby z czymś bardzo się mocowała.
- Jest pani niewygodnie? - zapytałam. - Może podam pani poduszkę, albo jakiś wałek?
- Nie, nie, wszystko w porządku – odpowiedziała kobieta.
- Myślałam, że jest pani niewygodnie i szuka sobie pani wygodnej pozycji do leżenia.
- Jest bardzo wygodnie.
- Naprawdę? Bo tak się pani bardzo rusza.
- Ja? Ja się nie ruszam. - zdziwiła się kobieta.
Poczułam konsternację.
- Nie rusza się pani? Przecież pani się wygina, zwija na boki.
- Ja się nie wyginam. To ciało samo mnie tak ciągnie.
Wyglądało to naprawdę bardzo niepokojąco. W czasie naszej wymiany zdań ciało kobiety, bo już wiedziałam, że to nie ona sama, więc ciało kobiety skręcało się jak w konwulsjach, a potem gwałtownie prostowało.
Trwało to wszystko około 10 minut. Kiedy reakcje wyciszyły się, wykonałam kolejne dwa ruchy. Tym razem reakcja intensywnej pracy ciała trwała około 15 minut. Przez większość czasu kobieta ciało wykonywało mimowolne ruchy.
Zabieg trwał około 40 minut. Kiedy kobieta wstała z łóżka była... promienna.
- O Boże! Jak ja się dobrze czuję!
Kobieta trzymała w sobie żałobę 17 lat. Teraz, kiedy dziecko było już pełnoletnie, kobieta dała sobie czas na przeżycie żałoby i straty.