Małgorzata Lisowska psychoterapeutka Gestalt

Małgorzata Lisowska psychoterapeutka Gestalt Jestem psychoterapeutką, psycholożką. Prowadzę psychoterapię w nurcie Gestalt. W swojej pracy p

https://www.facebook.com/100057520575163/posts/715484267045586/?sfnsn=mo
01/06/2023

https://www.facebook.com/100057520575163/posts/715484267045586/?sfnsn=mo

O NAJWAŻNIEJSZYM DZIECKU NA ŚWIECIE...
Część I: „ODDZIELENI OD MIŁOŚCI” - już tradycyjnie w tym dniu, ten artykuł...

Jest taki rodzaj rany, którą większość z nas nosi w sercu. Skrywana przed oczami innych, schowana głęboko w środku, przykryta warstwą racjonalizacji i zaprzeczeń, a przez to bardzo trudna do leczenia. To rana, o której chcemy zapomnieć i której nie chcemy czuć, co zresztą często się udaje. Im więcej wysiłku wkładamy w to, by bronić się przed jej istnieniem, tym bardziej kosztowną staje się ta iluzja, prowadząca nas do nieustannych, bolesnych powtórzeń z przeszłości, które nie pozwalają na proces gojenia i powstanie blizny.

CZYM JEST RANA NARCYSTYCZNA?
Jest rodzajem zranienia dotyczącym samych fundamentów konstrukcji psychicznej człowieka. Jego poczucia własnej WARTOŚCI.
Może przejawiać się ono w tym:
• na ile czuję się wartościową i pełną osobą?
• na ile czuję się bezpiecznie w świecie pokazując siebie?
• na ile czuję, że to kim jestem jest wystarczające?
• na ile pozwalam sobie być takim jakim jestem?
• na ile czuję radość i spokój, że mam siebie?
• na ile cenię swoją obecność?
• na ile czuję, że przynależę do świata ludzi i wymian toczących się między nimi?
…by ostatecznie sprowadzić te pytania do rdzenia:
NA ILE CZUJĘ, ŻE JESTEM WART(A) MIŁOŚCI I POZWALAM SOBIE BYĆ KOCHANYM I KOCHAĆ?
Tekst ten jest próbą uchwycenia bardzo powszechnego zranienia, które przez skalę jego zaprzeczenia wydaje się bardzo opuszczone. Dotyka niezwykle bolesnych i lękowych przestrzeni w nas, zawartych w takich pytaniach, jak: „czy jestem wart miłości?”, „czy to kim jestem, jest wystarczające?”. Obszary te, sparaliżowane lękiem, często zawstydzone, obśmiane, umniejszone czy upokorzone, dodatkowo kojarzone są ze słabością i byciem obnażonym. Sprawiają, że bardzo trudne jest DOPUSZCZENIE I UZNANIE PRZED SAMYM SOBĄ, że „to mnie dotyczy”, „to mnie boli”.
W związku z tym pierwotne zranienie pozostaje zepchnięte w głąb podświadomości i przysypane szeregiem kompensacji, a w efekcie pominięte na rzecz wytworzonych zastępczych treści pobocznych, które skutecznie uniemożliwiają leczenie.
ZACIEMNIENIE to słowo, które bardzo dobrze pasuje do tego zjawiska. Jest na tyle skuteczne, że sporo trudu zajmuje zobaczenie własnego, pełniejszego obrazu siebie. W ten sposób ukryta rana narcystyczna trwale oddziela nas od możliwości czerpania ze świata:
UPOŚLEDZAJĄC NASZĄ MOŻLIWOŚĆ CZUCIA SIĘ KOCHANYM, CHCIANYM WIDZIANYM i PRZYJĘTYM,
jak również
NASZĄ MOŻLIWOŚĆ KOCHANIA, ANGAŻOWANIA SIĘ, PUSZCZANIA KONTROLI I BYCIA ODSŁONIĘTYM W SYTUACJI BLISKOŚCI.
Pod wpływem rany obieramy jedną z dwóch wyczerpujących i destrukcyjnych strategii:
STARANIE SIĘ (świadome lub nie): „kim mam być, byś mnie kochała?”, „co mogę dla Ciebie zrobić?”, „co jeszcze mogę Ci dać?”…
PODWAŻANIE (świadome lub nie): „na pewno mnie nie kochasz”, „mnie nie da się kochać”, „gdybyś wiedział(a), kim jestem nie kochał(a) byś mnie”, „co z tobą nie tak, że mnie kochasz?”, „udowodnię Ci, że nie wytrzymasz i mnie opuścisz”.
Te strategie prowadzą do nieustającego, nieświadomego zwykle otwierania rany pierwotnej: „trzeba się na starać i być kimś innym, by dostać”. A kiedy już dostaję, nieufność i oczekiwanie zawodu nie pozwalają przyjąć: „jak taka osoba, jak ja, może dostać coś dobrego”, „nie jestem tego wart”.
Obie taktyki skutecznie CHRONIĄ przed miłością, wymuszając stałe zadowalanie innych, a tym samym opuszczanie siebie z nadzieją: „może w końcu ktoś MNIE pokocha”. Kiedy równocześnie to MNIE jest wycofane z kontaktu jako marne i nie dość warte, by zadowolić innych. Sam AKT STARANIA jest więc nieuświadomionym, powtórzeniowym AKTEM ODRZUCANIA siebie z poczuciem, że kiedy pokażę siebie takim, jakim jestem, nie mam szans na cokolwiek.
Równocześnie stała niewiara w to, że jestem wart miłości i opieki powoduje PODWAŻANIE tego, co dostaję, nie pozwalając często na przyjęcie tego albo w znacznym stopniu ograniczając możliwość czerpania z dobrego.
Metaforycznie przypomina to sytuację świata pełnego żywności dostępnej dla wszystkich, tylko nie dla mnie. Bo albo nie wierzę, że mogę zrobić ruch KU I DOSTAĆ albo boję się, że to jednak mi ZASZKODZI. A może, co gorsze, poczuję już smak i zostanie mi to WYRWANE z gardła lub okaże się, że nie mam enzymów, które pozwoliłby mi PRZYJĄĆ treści, NAPEŁNIĆ SIĘ nimi i wejść w wymianę ze światem.
W efekcie powstaje stałe poczucie ODDZIELENIA I NIEDOSTĘPNOŚCI – w obu kierunkach: i ja wobec świata i świat wobec mnie. Oczywiście w zależności od głębokości rany będzie to rzutować małym cieniem na codzienne życie lub stanie się wielką przepaścią oddzielającą od świata i ludzi.

CZERPANIE NIE UŻYWANIE.
Czerpanie zakłada pewien poziom ufności, że świat ma dla MNIE coś dobrego, wobec tego ma sens skierować się do… i zaczerpnąć. Jeśli jestem w stanie uznać, DOSTĘPNE DOBRO DLA MNIE w świecie, w jakimś stopniu UZNAJĘ istnienie tego dobra również w sobie. Otwiera to przestrzeń wymiany i wzajemności. Mogę zaczerpnąć OD KOGOŚ, przyjąć W SOBIE i pozwolić temu stać się częścią MNIE. POZWALAM ZAISTNIEĆ WE MNIE, co oznaczałoby w tym kontekście uznanie, że ludzie widzą mnie i chcą mi dać, a ja jestem tego wart i pozwalam sobie wziąć. Powstaje wymienna łączność światów.
Używanie zaś oznacza widzenie świata i innych przez użyteczne dla mnie funkcje, z których okresowo mogę skorzystać, po czym odsunąć, gdy tę użyteczność tracą. Jestem gotowy również zaoferować jakieś swoje działanie, ale bez potrzeby wymiany światów czy ich połączeń, bez konieczności wpuszczania czegoś w siebie. Takie bezpieczne działanie użytkowe pozwala na korzystanie bez otwierania się i wzajemnego przenikania. Ma jednak jeden minus, nie napełni pustki.
Kiedy wobec relacji ustawiamy się głównie użytkowo, brak przenikania się światów i jedynie wymienianie się usługami nie pozwala na budowanie WSPÓLNEGO między nami. Związek staje się niczym wpłatomat, do którego wkładamy i wyjmujemy pieniądze, ale nawet zakładając równość wkładów, nie pozwalamy sobie wspólnie z nich coś stworzyć. Brak AKTU KREATYWNOŚCI doprowadzi do znajomej martwoty i pustki towarzyszących ranie narcystycznej: „coś tu jest dla mnie niedostępne”. I kiedy nie widzimy oddzielającego wpływu własnego zranienia ruszamy na poszukiwania nowego wpłatomatu.

TO, KIM JESTEM, TO ZA MAŁO
Zasługiwanie na miłość jest przewlekłym procesem, niszczącym miłość własną i godność małego człowieka. Kiedy jesteśmy kochani, za to jacy jesteśmy, a nie kim jesteśmy. Dochodzi do wewnętrznej sprzeczności, gdzie poczucie SELF ulega rozszczepieniu na to, które zasługuje na warunkową miłość i na to, które jest odrzucane przez świat. Oczywiście dziecko zidentyfikuje się z tą częścią, która jest pożądana, a zepchnie w głąb tę, która została porzucona. W ten sposób dochodzi do najbardziej bolesnego poczucia: „JA to za mało”; i do przekonania: „Gdybyś wiedział kim naprawdę jestem, od razu byś mnie zostawił”. Powstaje sytuacja, w której nie dość, że ktoś zadał nam ranę, to musimy zaprzeczać jej istnieniu, by nikt, nigdy jej nie zobaczył:
„RANA TA MNIE NIE DOTYCZY, TO NIE JESTEM JA!”

Strategie, które w przeszłości były znakomitą obroną, dziś są taflą szkła oddzielającą od miłości. Pierwsza złożoność tej obrony polega na tym, że przede wszystkim jesteśmy wewnętrznie oddzieleni sami od siebie. Zepchnięta i odrzucona część mnie, staje się tą, którą Ja sam odpycham i z którą ja sam nie chcę mieć łączności. Tą, którą obwiniam i utożsamiam ze złem. Mały, odrzucony człowiek w nas nie miał szansy dojrzeć, jest dalej głodny, przerażony i zagubiony wobec oczekiwań. Jest też wściekły i zrozpaczony. Dobija się na różne sposoby, by ten dorosły w końcu go zobaczył. Uznał. Przyjął. Wewnętrzne dziecko marzy o tym samym, o czym marzyło po prostu dziecko 30, 50, 60 lat temu. Chce łączności i opieki. Chce przestrzeni na JEGO potrzeby i JEGO kreatywność. Chce JEGO tempa, by móc dojrzeć.

CZEGO W SOBIE NIE CHCĘ WIDZIEĆ?
Proces rozpoznawania swoich części i budowania relacji z nimi jest najważniejszą ścieżką do odzyskania siebie: „To też Ja. Oj i to Ja. Wow! To też Ja! O nieee, to też Ja”. Oczywiście wymaga odwagi, zaangażowania i CZASU. Ale przyjęcie SIEBIE jest najistotniejszą częścią umożliwiającą leczenie.
Umieszczanie trudnych treści w tzw. „wewnętrznym dziecku” jest antytezą przyjęcia. Bo najpierw zapraszamy Je do relacji, ciekawimy się nim, obiecujemy, że pozostaniemy przy nim, po to, by przy najbliższym kryzysie obarczyć je winą: „no nie, to z dziecka mi idzie”. Z dziecka czyli z kogo? I czy na pewno z niego, czy z nieumiejętnej reakcji DOROSŁEGO na nie?
Kiedy w trudnych momentach ODRZUCAMY nasze wewnętrzne dziecko obwiniając winą za to, że jest nie takie, nie dość i w ogóle nie, jest ponownym otwieraniem narcystycznej rany. Staje się ono wygodnym koszem na wszystkie nasze niezadowolenia: „To nie ja, to ono, ciągle niedojrzałe”.
W kryzysie właśnie te odrzucone części nas wymagają szczególnej uwagi, przyjęcia i troski. I ZOSTANIA przy nich właśnie wtedy! „Po co mam się wyłaniać, kiedy ponownie zostanę odrzucony?” Kiedy DECYDUJEMY się skierować ku dziecku, pierwsze co ustalmy ze sobą, niech będzie zapewnienie, że zostaniemy z nim (ze sobą), gdy nadejdą ciężkie czasy. A nadejdą. Nie używajmy uzyskanej wiedzy, by ponownie odrzucać siebie. Właśnie wtedy ZOSTAŃMY ZE SOBĄ, WŁAŚNIE WTEDY BĄDŹMY SZCZEGÓLNIE DLA SIEBIE DOBRZY.
PS. Przed nami część druga: „Gojenie”, czyli o tym jak relacja z ciałem wesprze nas w procesie leczenia.
Marzena Barszcz

Więcej znajdziecie Państwo w książce "Psychoterapia przez ciało": https://sklep.instytutanalizybioenergetycznej.com/shop

20/02/2023
25/11/2022

Bardzo istotny temat, który zawsze powinien być aktualny. Ale dziś w szczególności.

17 grudnia 1999 roku Zgromadzenie ONZ wyznaczyło dzień 25 listopada jako datę obchodów Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy wobec Kobiet.

Dziś też rozpoczyna się 16 dni akcji przeciwko przemocy ze względu na płeć. A ja właśnie jadę do Krakowa, żeby współprowadzić warsztat samoobrony WenDo dla kobiet.

11/11/2022

Mam w głowie trzy sytuacje, kiedy moja odpowiedzialność za własną seksualność może wspierać mnie i moje relacje.
1. Decydując się z kimś na wspólny seks, to dalej ja jestem odpowiedzialna za własną satysfakcję. Za to, że wiem, czego chcę i czego potrzebuję, żeby było mi dobrze. Za to, że pokażę i wytłumaczę drugiej osobie, co to jest. Za to, z kim decyduję się na seks. Za swoje bezpieczeństwo i komfort, i za to, że decyduję się na seks i rozmawiam o tym, na jakich warunkach. Jeśli nie jest mi dobrze, to nie oczekuję, że druga strona domyśli się i zgadnie, czego mi trzeba. Nie czekam na księcia na białym koniu, który będzie znał moje ciało i potrzeby lepiej niż ja.
2. Kiedy widzę kogoś, kto jest dla mnie atrakcyjny, wiem, że to nie ta osoba mnie pobudza, tylko to moje emocje i potrzeby się odzywają. Traktuję swoje pobudzenie i pożądanie jako sygnał tego, co dzieje się we mnie, a nie czegoś co mnie kontroluje z zewnątrz. Tak samo jak przy złości odróżniam wyzwalacz od przyczyny złości, tak tutaj odróżniam swoje potrzeby od osoby, przy której je poczułam. Dzięki temu mogę zrobić ze swoim pobudzeniem, podnieceniem i pożądaniem to, co będzie mi służyć. Mogę za nim pójść, jeśli druga osoba poczuła coś podobnego i razem mamy na to zgodę. Mogę po prostu być w kontakcie z moim pożądaniem i się nim cieszyć. Mogę też zdecydować się użyć go w jakiś inny sposób. Na przykład wtedy, kiedy jestem w relacji z inną osobą i umówiliśmy się, że mamy seks tylko ze sobą, mogę świadomie wybierać, że nie wchodzę w seksualną relację z kimś innym, kto mi się spodobał. Albo kiedy wiem, że ta druga osoba kogoś ma. Albo nie jest mną zainteresowana.
3. To ja mogę korzystać ze swojej seksualności dla budowania ważnej dla mnie relacji. Mogę więc świadomie czerpać ze swojej seksualności, żeby pogłębiać relacje z drugą osobą, budować bliskość, obdarowywać sobą drugiego, ważnego dla mnie człowieka. Autorka książki „Sex That Works” Wendy Strgar pisze o tym, że pary, które mają długotrwałe mocne relacje, wyróżniają się między innymi tym, że nie czekają z seksem na spontaniczność, tylko podejmują świadomą decyzję, że seks będzie ważną aktywnością, rytuałem, którym będą wspólnie cementować i celebrować swoją relację. Nie zmuszają się do seksu, tylko robią na niego świadomie przestrzeń w swojej relacji i nie zostawiają tego działaniu przypadku.

Agnieszka Stein, „Nowe wychowanie seksualne”
fot Toa Heftiba

28/10/2022

Dziś Tęczowy Piątek! Do Wszystkich Tęczowych Osób ślę dużo Dobra, Piękna i Siły! Możecie na mnie liczyć!
❤️🧡💛💚💙💜

Jestem w ekscytacji na dzisiejszy dzień! Z czym dziś przyjdziesz Droga klientko/Drogi kliencie?
12/10/2022

Jestem w ekscytacji na dzisiejszy dzień! Z czym dziś przyjdziesz Droga klientko/Drogi kliencie?

Dokładnie tak!
05/10/2022

Dokładnie tak!

Polecam do współdzielenia psychoterapeutycznej przestrzeni!
05/10/2022

Polecam do współdzielenia psychoterapeutycznej przestrzeni!

300 zł: 300 zł: Gabinet znajduje się w lokalu na parterze przy ul. Unisławy 20a w spokojnej lecz dobrze skomunikowanej okolicy. W pobliżu (500 m) przystanki autobusowe i tramwajowe. Parking bezpośrednio przy ...

Zdecydowanie się zgadzam
01/07/2022

Zdecydowanie się zgadzam

Adres

Szczecin
71-413

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Małgorzata Lisowska psychoterapeutka Gestalt umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria