02/12/2025
Słowa o „zagłodzeniu” mówią więcej o osobie, która je wypowiada, niż o mamie czy dziecku.
Często nie ma to nic wspólnego z realnym głodem malucha, a dużo o tym, co dzieje się w głowie osoby, która to mówi.
Takie zdanie zwykle świadczy o:
🖤 Lęku i bezradności.
Wiele osób, zwłaszcza z starszego pokolenia, nie zna współczesnej wiedzy o laktacji. Widzą małe dziecko, które często ssie, i włącza im się alarm. Niepokój zamienia się w krytykę, bo łatwiej powiedzieć „nie najada się”, niż przyznać „nie rozumiem, jak to działa, ale się martwię”.
🖤 Potrzebie kontroli.
Butelka daje poczucie mierzalności i przewidywalności. Karmienie piersią wręcz przeciwnie. Dla niektórych ta „niewidzialność” jest tak trudna, że próbują narzucić swoje rozwiązania, choć nikt ich o to nie prosił.
🖤 Nieporadnej chęci pomocy.
To często nie jest zła wola. To są dobre intencje ubrane w fatalne słowa. Ktoś chce wesprzeć, ale mówi to, co sam kiedyś usłyszał – powiela stare schematy, zamiast je kwestionować.
🖤 Braku zaufania do kompetencji matki.
Czasem takie komentarze wynikają z przekonania, że świeża mama „nie ogarnia” i trzeba ją naprowadzić. Niestety, efekt jest odwrotny, bo podważa to jej pewność siebie i intuicję.
🖤 Kulturowych przekonaniach.
Przez większą część historii świata największym zagrożeniem dla dzieci było niedożywienie. W kulturze powojennej, którą pamięta jeszcze sporo ludzi pełny brzuch = dobrobyt. Chude dziecko = powód do niepokoju. Stąd presja, by dziecko jadło dużo i było okrąglutkie. Zresztą sama wiesz jak wyglądają po dziś dzień obiadki u babci.
Słowa o głodzeniu potrafią realnie ranić. Realnie robić krzywdę. Żadna mama nie chce zagłodzić swojego dziecka. Jeśli nie wiesz jak jej pomóc, to po prostu ją wysłuchaj. Ale "głodzenie" wrzucamy do słownika słów zakazanych.