26/11/2025
Pomagamy?
Słuchajcie, to będzie mocny wpis.
Nie będę tej osoby oznaczał mam tylko nadzieję, że znajdzie chwilę na refleksję.
Jeśli dotrwacie do końca, będę wdzięczny za każdą reakcje.
Przed chwilą przeczytałem wpis, przez który na moment naprawdę pomyślałem, żeby… przestać pomagać.
Nie dlatego, że brakuje mi sił.
Tylko dlatego, że ktoś postanowił podważyć sens tego, co od lat robimy ja czy Łukasz Litewka i setki ludzi, którzy wkładają w to serce, czas i własne życie prywatne.
Przeczytałem tekst bardzo popularnego autora emocjonalnych historyjek.
Człowieka inteligentnego, bardzo dobrze czującego emocje odbiorców.
I choć nie padają tam żadne nazwiska, trudno nie odnieść wrażenia, że celuje zarówno we mnie, w Łukasza, jak i w całą społeczność ludzi, którzy od lat działają razem z nami.
Przekaz jest prosty:
że ci, którzy pokazują w sieci swoje działania pomocowe, robią to „pod publiczkę”.
Że prawdziwe dobro musi być ciche, niewidoczne, najlepiej schowane gdzieś w cieniu, żeby nikt go przypadkiem nie zauważył.
Tylko że on doskonale wie, bo nie jest przecież naiwny, że to tak nie działa.
Jeśli działasz po cichu, pomożesz jednej, może dwóm osobom.
Jeśli działasz głośno, poruszasz tysiące.
W godzinę zbierasz pieniądze.
W pół dnia znajdujesz nocleg, lekarza, koce, opał, transport.
W minutę uruchamiasz ludzi, którzy inaczej nigdy nie dowiedzieliby się, że ktoś właśnie potrzebuje wsparcia. Ratują życie poważnie chory dzieci!
To nie jest „robienie show”.
To jest zorganizowanie armii dobrych serc w pięć minut zamiast szukania pomocy tygodniami.
I może ktoś ma z tym problem…
Nie z samą pomocą, tylko z tym, że dzięki zasięgom jest ona szybka, widoczna i skuteczna.
Że gromadzi ludzi, którzy chcą działać, a nie tylko „poczuć emocje”.
Ten autor pisze, że prawdziwe dobro nie potrzebuje widowni.
A ja wiem jedno: prawdziwe dobro potrzebuje reakcji.
Potrzebuje ludzi.
Potrzebuje ruchu.
A tego nie zbudujesz w ciszy.
Nie ratują ludzi ci, którzy układają piękne słowa w miękkiej pościeli i wrzucają je do Internetu, żeby wzruszyć tłumy.
Ratują ci, którzy wychodzą z domu w mrozy, dźwigają zakupy, załatwiają dokumenty, odbierają telefony o północy, szukają noclegów, wchodzą do miejsc, których nikt inny nie chce przekroczyć. przechodzą przez ogrodzenia, żeby uratować psy, które w nocy by zginęły, a później dostają pisma przedsądowne.
To nie zdjęcie ratuje człowieka czy zwierzę.
Ale to zdjęcie sprawia, że setki ludzi biegną mu z pomocą.
I zanim oceni się tych, którzy zamiast pisać emocjonalne opowieści, które często nigdy się nie zdarzyły, po prostu robią robotę, warto choć przez chwilę pomyśleć.
A teraz pozwólcie, że dopiszę coś ważnego:
przed chwilą pomogliśmy w Szlachetnej Paczce 72-letniej Pani Zofii, która od kilku lat żyje w chłodzie we własnym mieszkaniu.
Dziękuje za wszystkie wpłaty. Naprawdę z całego serca.
Za niedługo otrzyma realną pomoc.
Jutro jadę i kupuję jej piec, żeby kolejne tygodnie nie były dla niej walką o ciepło.
Kupuję też pralkę, żeby nie musiała prać swoimi chorymi rękami.
Bo pomocy się nie opisuje dla poklasku.
Pomoc się robi. ❤️
A to zdjęcie? Tak właśnie wygląda człowiek po całym dniu pomagania zmęczony, ale dalej gotowy robić swoje.