21/08/2025
Chciałabym podzielić się dobrą historią mojego ostatniego porodu.
Dotarłam na Izbę Przyjęć koło północy, kiedy skurcze były co 5-3 minuty. Weszłam do sali porodowej kolo pierwszej , gdzie rozgościłam się a położna nalała mi wodę do wanny. Posiedziałam w wannie, a skurcze wygasły. Położyłam się w łóżku i zasnęłam. Czułam skurcze co jakieś 30 minut, ale nie wybudzały mnie na tyle, żeby wstać. Rano przed zmianą przyszła pani doktor i powiedziała, mogę iść na oddział patologii ciąży albo można przebić pęcherz. Poszłam na „patologię”, a mój mąż do domu.
Trochę pospałam. Zamknęłam się w ciemnej łazience, ruszam się na piłce, słuchałam afirmacji na słuchawkach, wąchałam olejek lawendowy, trochę tańczyłam, kręciłam biodrami ósemki, a skurcze łagodziłam prysznicem, najpierw gwizdkiem porodowym potem buczeniem i parskaniem tak jak uczy Iza Dembińska. Rozwarcie na 3 cm - przyjechał mój mąż, poszliśmy na kawę, zmieniliśmy temat z rodzenia na fotografię. O godz. 18 miałam już 5 cm rozwarcia.
Uff. Wracamy na porodówkę -do sali z wanną. Razem. Już wiedziałam, że będzie dobrze. Znowu przenieśliśmy rzeczy. Mąż włączył muzykę. Skurcze były intensywne, ale nieregularne. Do sali weszła Katarzyna Kruszewska - dyżurująca położna - Anioł Fundacji Rodzić Po Ludzku. Ucieszyłam się.
Poradziła mi, żebym jeszcze nie wchodziła do wanny, żeby znowu nie wygasić skurczów, ale żebym raczej spacerowała. Rozwarcie 7 cm. Weszłam do wanny. Wstawałam, bociankowałam, na skurczu znów siadałam do wody, żeby złagodzić odczucie skurczu. Woda mi przynosiła ogromną ulgę. Minęło jakieś 1,5h ale rozwarcie wciąż było 7cm. Kasia powiedziała, że Zosieńka nie może się wstawić w kanał rodny, bo ma bardzo mocno opięte błony pęcherza na główce i zaproponowała przebicie ich. Bałam się tego, ale Kasia mi wszystko wyjaśniła. Zgodziłam się. Przebijamy. Trzy skurcze popierające, wyję jak lwica… Pierwszy party skurcz, czuję główkę między nogami, piecze, ring of fire, dotykam, już jestem spokojna, wydycham, dmucham, drugi party jest główka, Kasia mówi poprzyj ją, nie mogę, troszkę ją wyciągnęła, łapię Zosieńkę pod wodą, kładę sobie na klatkę, nie wierzę, że to już. Moja córeczka już jest. Jeny jakie to szczęście, jest taka maleńka.
Położne były wspaniałe - uprzejme i życzliwe. Kasia naprawdę okazała się aniołem, była łagodna, delikatna i szanująca moje potrzeby. Na koniec mi powiedziała ,,wspaniale to zrobiłaś’’. To są słowa, które każda matka po porodzie powinna usłyszeć.
Bałam się szpitala, ale ze względu na komplikacje po porodzie domowym, nie miałam wyjścia. Na oddziale po porodzie doświadczyłam samych życzliwych i uprzejmych położnych, lekarek, doradczyń laktacyjnych.
Drugi wniosek: położne i lekarki była naprawdę miłe, wszystkie, na każdej zmianie. Tworzyły atmosferę życzliwości. Mimo tego, jak bardzo nie znoszę szpitali, moje doświadczenie tam,jest dobre. Mobilizuje mnie ono do bycia milszą dla obcych, do mówienia z uśmiechem do ludzi, tak jak te położne do mnie.
Po tym dobrym porodzie, w którym sama złapałam Zosię, tak jak chciałam, czuje się silniejszą kobietą i jestem naprawdę wdzięczna położnej i personelowi szpitala, za uszanowanie moich potrzeb.