25/04/2025
Od jakiegoś czasu chadzam na super zajęcia ritmo di brazil (di warszawski Grochów ;) ). I jest wspaniale, bo chodzę tam z przyjaciółką, z którą konie bym kradła i śmiała się do rozpuku. Jest też wspaniale, bo ciało uczy się nowych choreografii, a neurony szaleją z radości. I dlatego, że poruszam takimi częściami ciała, które gdyby nie to, zniknęłyby z somatycznej mapy mojego ciała w moim mózgu, pochowane na cmentarzu niepamięci. I dlatego, że prowadząca skrzy energią i porusza się z wielką pasją.
Ale też super nie jest. Bo ruch jest włożony w sztywną formę. Bo w tym tańcu (najulubieńszym afro, coraz przyjemniejszej sambie, czy mdląco romantycznej baciacie) nie ma miejsca na niedoskonałość, niechęć, czy zwykłe zmęczenie. I trochę super, a trochę nie, jest tam miejsce na duży zakres ruchu i ekspresję. Ale co to za radość, która nie wypływa z głębi, z potrzeby, ze środka, a jest wpisana w formę kreacji od -do i pewnego rodzaju performatywności seksapilu tańczącej?
Poszłam więc na zajęcia movement medicine. I tam zadziało się wszystko, czego potrzebowałam. Było krzesanie ognia biodrami. Był bezruch. Było śmianie się w głos, wzdychanie i dziki wrzask. Ruszałam się kiedy i jak chciałam. A już prawie zapomniałam jakie to piękne i jak bardzo otwiera na radość z eksploracji ruchu w wolności, ciekawości, prawdziwej kreacji.
I nieśmiało właśnie do takich movementmedicinowych jakości Was zapraszam na masażu i warsztatach - podążania za swoim wewnętrznym kompasem potrzeb, rozgaszczania się w swoim ciele, potraktowania sesji / warsztatu jako drogi do siebie, do domu swojego ciała.
I przy okazji daję znać, że masuję w ten weekend i mam miejsce na 3 sesję w godzinach dostępnych na booksy: https://booksy.com/pl-pl/168813_sztuka-spokoju_masaz_3_warszawa =sh_1
Do zobaczenia? :)