11/07/2025
Jak wracać do siebie, gdy umysł nie przestaje gadać?
Czasem umysł nie przestaje gadać. Mimowolnie kręci się w kółko, rozważa, przewija, analizuje, cofa się, rozbudowuje scenariusze, wraca do zdarzeń, które minęły, odświeża emocje, które już dawno straciły swój kontekst. Nie daje spokoju. A my – choć już zmęczeni – zostajemy w tym rozedrganiu i stresującym pobudzeniu.
To zjawisko nazywa się ruminacją. Ma w sobie coś znajomego, coś intymnego – jakbyśmy wciąż wracali do tej samej opowieści o sobie, o innych i o świecie, próbujemy w niej odnaleźć sens, zrozumienie, a czasem tylko mechanicznie podążamy nasz umysł utyka koleinach w dróg które nie prowadzą do niczego oprócz wyczerpania.
Ruminacja nie jest oznaką naszej porażki. Nie jest też dowodem na to, że coś z nami nie tak. Jest funkcją umysłu, która – choć natrętna – próbuje nas chronić. Tyle że sposób, w jaki to robi, bywa bolesny.
Z perspektywy neurobiologicznej, to właśnie sieć stanu domyślnego (default mode network) jest odpowiedzialna za ten nieustanny komentarz wewnętrzny, za to analizowanie siebie, przeszłości, przyszłości. Ta sieć aktywuje się, kiedy nie jesteśmy skupieni na konkretnej czynności, kiedy „odpoczywamy”, ale w rzeczywistości odpoczynek ten polega na dryfowaniu po znanych ścieżkach mentalnych – często nieprzyjaznych.
To właśnie wtedy umysł – zamiast być cichy – odtwarza dawne rozmowy, przypomina błędy, planuje przyszłość, przewiduje porażki. I choć brzmi to jak nadmiar aktywności, tak naprawdę to forma nawykowego rozproszenia, które nie przynosi ulgi. Ciało niby w spoczynku, ale serce nie ma chwili wytchnienia.
Wiele osób z neuroróżnorodnością – w tym z ADHD – doświadcza tej aktywacji bardziej intensywnie. Umysł nie odpoczywa – on przeskakuje, zapętla się, zmienia temat, ale nigdy nie milknie. To nie jest lenistwo ani słabość. To raczej mechanizm ochronny, który w pewnym momencie przestał działać zgodnie z intencją.
Czego więc potrzebujemy?
Przede wszystkim zauważenia. Świadomego momentu, w którym mówimy sobie: „To jest właśnie ta pętla. To jest ta sieć domyślna, która znów wciąga mnie w stare ścieżki.” Nie musimy jej od razu zatrzymywać. Wystarczy, że nie będziemy wchodzić z nią w dialog. Wystarczy, że pozwolimy, by jej głos był – ale nie miał pierwszeństwa.
Możemy wtedy wrócić do ciała. Do stóp na podłodze. Do powietrza, które wchodzi i wychodzi. Do dłoni, które dotykają siebie lub czegoś wokół. Cokolwiek osadza nas w tej chwili – jest jak kamień kotwiczny rzucony w rzece myśli.
I tutaj pojawia się przestrzeń. Przestrzeń pomiędzy myślą a reakcją. Pomiędzy impulsem a decyzją. W tej przestrzeni nie chodzi o to, żeby wygrać z umysłem. Chodzi o to, żeby nie dać mu całej sceny. Żeby zaprosić coś jeszcze – czułość, ciszę, obecność.
Możemy zacząć ćwiczyć małe rzeczy. Mikro działania, które nie pozwalają sieci stanu domyślnego przejąć pełni władzy. Napicie się wody z pełną obecnością. Wyjście na powietrze bez telefonu. Spokojny, czuły kontakt z oddechem. Nie chodzi o wielkie gesty. Przeciwnie – im subtelniej, tym lepiej. Żeby ciało i umysł mogły się znów spotkać.
Na początku może się wydawać, że to nic nie zmienia. Że myśli nadal przychodzą, nadal wciągają. I rzeczywiście – będą wracać. Ale coś się zmienia. Coraz szybciej je zauważamy. Coraz częściej udaje się wrócić. Coraz bardziej czujemy, że nie jesteśmy nimi. Że jesteśmy tym, kto widzi.
Im częściej wracamy, tym mniej sieć stanu domyślnego kieruje naszymi wyborami. A im więcej w nas obecności – tym więcej wolności. Wolności, by nie wierzyć każdej myśli. Wolności, by nie reagować automatycznie. Wolności, by odpocząć.
To nie jest droga spektakularnych przełomów. To droga cierpliwego powracania. Do ciała. Do oddechu. Do siebie. To droga łagodna. Taka, która nie krzyczy, nie przymusza, nie mierzy sukcesu. Ale z czasem – zmienia wszystko.
Bo kiedy uczymy się nie wchodzić w każdą myśl jak w tunel, zaczynamy widzieć przestrzeń. Przestrzeń na więcej, przestrzeń na kontakt z naszym najwyższym potencjałem.