19/10/2025
Kiedy Jola była dzieckiem, robiła to, co często robią wszystkie dzieci.
Nie zawsze miała ochotę na to, co jej mama zrobiła na obiad. Mama Joli dużo gotowała. Często po nocach. Często kosztem własnego czasu; surówka, kompot, zupa, ciasto.
Pilnowanie, żeby inni zjedli, najlepiej wszystko i z entuzjazmem, to był jej sposób na wyrażenie miłości do bliskich.
Nie tylko.
Pilnowanie zaspokajało jej potrzebę kontroli. Mieli zjeść i koniec.
Jola nie zawsze miała apetyt wtedy, gdy matka wołała na posiłek. Ta jednak reagowała wielką złością, jakby chodziło o rzecz najważniejszą na świecie. O zdradę, nóż w plecy i celowo zrobioną przykrość.
Jola miała siedem lat, czasem nie była o 14.00 głodna. Mimo to siedziała nad ogórkową. Mama krzyczała: "Nie doceniasz mojej pracy! Ja się nagotuję, a Ty nie raczysz nawet tego zjeść?".
Była obrażona do wieczora i odzywała się do Joli z łaski. Lub wcale.
Tak działo się dzień po dniu. Przez lata.
Dzisiaj Jola jest mamą. Postanowiła, że nigdy nie będzie jak swoja matka. Pozwala swojemu synowi, jeść co chce i kiedy chce, bo obiecała sobie, ze jej dziecko nie będzie trzęsło się ze strachu nad zupą.
Kiedy Franek chce jeść, dostaje jeść. Kiedy odmawia, mama przyjmuję tę odmowę. Chcę słodycze, proszę bardzo. Chcę jeść tylko chleb z serem, albo dżemem, nie ma problemu.
Franek decyduje o jedzeniu i ilości. Nie ważne czy proporcje są zdrowe, ważne że ma prawo zrobić po swojemu. Może to, czego Jola nie mogła.
Wydawałoby się, że Jola widzi swojego syna, daje mu wszystko to, co on chce. Stara się, aby nie być natarczywą i kontrolującą matką. Nie chce być matką, jaką miała.
Nie widzi jednak tego, że momentami dbając o swoje wewnętrzne dziecko, nie widzi swojego dziecka.
Nie widzi swojego syna, jego potrzeb, nie zastanawia się, czy jego wybory w różnych obszarach wynikają z potrzeb, czy z zachcianek. Nie zastanawia się, które jego decyzje wynikają z lęku. Nie zauważa, czy on potrzebuje wsparcia w obszarze jedzenia, z założenia nie tyka tematu.
Jola stara się być najlepszą mamą. Stara się tak bardzo, że cały czas odwraca się za siebie i sprawdza, czy robi wystarczająco inaczej niż jej mama.
Nieważne, czego potrzebuje jej syn. Ważne, żeby decyzje, jakie wobec niego podejmuje, były inne od tych, które podejmowano wobec niej.
I powstaje z tego taki paradoks, że mimo iż zajmuje się domem cały czas, tak wewnętrznie nieświadomie zajmuje się swoją matką, od której tak bardzo ucieka.
Cały czas wysyła jej wiadomość:
„robię inaczej niż ty, da się inaczej. Ty robiłaś tak, a ja umiem odwrotnie. Jestem lepsza od Ciebie”.
Tymczasem jej syn jest niewidzialny. Podobnie, jak ona kiedy była dzieckiem.
Tak dzieje się bardzo często. Chcemy być inni niż nasi rodzice, a w tej ucieczce przed nimi w pewnym momencie okazuje się, że jesteśmy tak podobni, choć tak mocno tego nie chcieliśmy.
Dzieje się tak, bo zamiast zająć się tym wpływem z dzieciństwa, uciekamy przed nim na różne sposoby.
„To, co było, minęło. Teraz liczy się tylko przyszłość."
„Mam własną rodzinę, muszę skoncentrować się na własnym życiu."
„Jeśli nie było mnie w ich życiu, to teraz też nie muszą być w moim."
„Wolę skupić się na pozytywnych relacjach, które buduję teraz."
„Nie chcę, żeby negatywne emocje z przeszłości wpływały na moje obecne szczęście."
„Nigdy i tak się nie zmieni, po co tracić czas na próby naprawy?
To się nazywa opór. Jak jesteśmy w oporze to niestety, ale nieświadomie puszczamy dalej to, czego tak bardzo nie chcemy.
Czasem nawet bardzo starając się robić inaczej, niż nasi rodzice mimo wszystko powielamy schemat.
Jeśli naprawdę chcesz robić inaczej i przestać ten schemat powielać, zacznij od bezpłatnego webinaru, w którym przekazuję wskazówki, jak to zrobić.
ZAPISZ SIĘ I ODBIERZ BEZPŁATNY WEBINAR
LINK W PIERWSZYM KOMENTARZU
👇👇👇