06/07/2025
To będzie długi post.
Kilka dni temu trafiłam na wpis bardzo szanowanej przeze mnie psycholożki, od której regularnie czerpię wiedzę.
Dotyczył energii męskiej i żeńskiej – i miał bardzo agresywnie obśmiewający wydźwięk.
I choć zwykle internetowe prowokacje mnie nie dotykają, tym razem nie umiałam tematu zostawić.
Po pierwsze dlatego, że dotknęło to spraw, w imieniu których sama od niedawna staram się działać – i REALNIE dostrzegam, jak wielkim są problemem. Po drugie – dlatego, że dotknęło mnie to osobiście…
W poście, o którym mówię, zostało zasugerowane, że sam fakt podziału energii na męską i żeńską jest jedynie pokłosiem ezoterycznej narracji, która ma na celu wmówić Ci, że potrzebujesz kolejnego duchowego kursu za kilka tysięcy złotych. Kursu, który obiecuje zmienić Twoje życie, a tak naprawdę tylko odziera Cię z pieniędzy, żerując na tym, że jesteś zagubionym człowiekiem, który trafił pod skrzydła „ezograżyny” zamiast do psychologa/psychoterapeuty/psychiatry – czyli kogoś, kto ma dyplom i skończył państwową uczelnię wyższą.
Bo to przecież, rzekomo, jest gwarancją kompetencji, skuteczności metod i etyki.
Czyżby? 😉
Żeby było jasne i wybrzmiało głośno – MAM BARDZO DUŻY SZACUNEK DO PSYCHIATRÓW, PSYCHOLOGÓW I PSYCHOTERAPEUTÓW.
Uważam, że są absolutnie niezbędni na drodze do samopoznania, zauważenia mechanizmów, leczenia poważnych chorób i zaburzeń.
Ale – czy dysponują narzędziami idealnymi?
Czy są nieomylni?
I wreszcie – czy sam fakt posiadania tytułu naukowego jest równoznaczny z umiejętnym wykorzystywaniem swojej wiedzy w praktyce, a także – co moim zdaniem bardzo ważne w pracy z ludźmi – z posiadaniem silnego kręgosłupa moralnego i czystej intencji realnego niesienia pomocy?
Odpowiedzcie sobie sami…
Chcę jedynie stanąć w obronie ważnej dla mnie sprawy.
Na własnej skórze doświadczyłam, co może wydarzyć się w psychice, kiedy kobieta nie może być w pełni kobietą – bo jeśli chce przetrwać, musi „nosić spodnie”.
Na kilka lat utknęłam w terapii, która – owszem – bardzo mi pomogła, ale tylko do pewnego momentu.
Przełom nastąpił dzięki połączeniu pracy z duchem i ciałem – zarówno tymi bardziej, jak i mniej tradycyjnymi metodami.
Jeden z najmądrzejszych mężczyzn, jakich w życiu spotkałam, powiedział mi kiedyś:
„Nie da się klaskać jedną ręką. Dlatego potrzebny jest mężczyzna i potrzebna jest kobieta.”
To zdanie jest we mnie do dziś.
Głęboko wierzę, że ZDROWA KOBIECOŚĆ nie zamyka się na MĘSKOŚĆ – i odwrotnie.
Potrzebujemy siebie nawzajem, bez dwóch zdań.
Ale żeby relacja satysfakcjonowała oboje partnerów – żeby nikt nie miał poczucia, że ciągnie drugą osobę przez życie na własnych plecach – musi być równowaga. Zarówno w kobiecie, jak i w mężczyźnie.
W duchowym świecie jest mnóstwo narzędzi, które pomagają nam zrozumieć i zbalansować te energie.
Historii o tym, jak zmienia to życie i związki, znam mnóstwo – rozmawiam o tym z ludźmi naprawdę często.
Oczywiście, trzeba być czujnym – duchowość to także dochodowy biznes (wspominałam o tym wielokrotnie).
Ale jeśli w głębi duszy nie działasz z intencji serca i realnej chęci niesienia pomocy, to bez względu na to, czy odprawiasz szamańskie rytuały, czy zasłaniasz się tytułami naukowymi – tak samo nabijasz ludzi w butelkę.
Jeśli natomiast Twoje metody są skuteczne, ludzie wracają do Ciebie z błyskiem w oku i Ci dziękują – nikt nie musi rozumieć tego, co robisz.
Marzy mi się świat, w którym ludzie otwierają przestrzeń do rozmowy BEZ ZBĘDNEGO POLARYZOWANIA i skakania sobie do oczu…
I jak to niedawno powiedział mój przyjaciel:
BEZ ROBIENIA KONKURSU NA TO, KTO JEST LEPSZY W BYCIU CZŁOWIEKIEM.