25/10/2025
🤷♀️Jest taka cisza, która poprzedza każdy nasz ranek.
Leżysz w łóżku, a przez głowę przetacza ci się korowód wczorajszych dni, wszystkich takich samych.
Wstawanie, praca, wieczór przed ekranem, sen.
I znowu.
I znowu.
To nie jest zło, które krzyczy.
To jest nicość, która szepcze.
I wtedy pojawia się ta myśl, jak ostry, zimny pazur: Jeśli czegoś nie zmienisz, to to wybierasz.
To nie jest oskarżenie.
To jest najcięższa prawda, jaką musisz sobie wypowiedzieć.
Bo wybór nie zawsze jest czynem.
Często jest przyzwoleniem.
Jest podpisaniem umowy z diabłem rutyny, gdzie płacisz drobnymi monetami swojej duszy: iskrą ciekawości, odwagą marzenia, chwilą autentycznego uniesienia.
Wybierasz nie wtedy, gdy mówisz „tak” czemuś nowemu.
Wybierasz w każdej sekundzie, gdy nie mówisz „dość” temu, co stare.
Wybierasz biernością.
Wybierasz milczeniem.
Wybierasz lękiem przed burzeniem ścian, w których urządziłeś sobie wygodne więzienie.
Każdy powtarzający się dzień to głos w twojej przyszłości.
Głos na „tak” dla samotności, jeśli nie wyciągniesz ręki.
Głos na „tak” dla pustki, jeśli nie napełnisz jej pasją.
Głos na „tak” dla bycia jedynie tłem w cudzym życiu, jeśli nie odważysz się zająć centralnej sceny we własnym.
A serce?
Serce to nie jest romantyczna metafora.
To mięsień, który kurczy się z każdą niewypłakaną łza, z każdym niewyrażonym gniewem, z każdym niewyśpiewanym zachwytem.
Z każdym „jakoś to będzie” i „nie teraz” i „może kiedyś”.
Z każdym porankiem, w którym gasisz budzik i razem z nim, ostatnią iskierkę nadziei na zmianę.
I wtedy, w tej przerażającej ciszy, uświadamiasz sobie, że największym dramatem nie jest porażka.
Największym dramatem jest poddanie się, zanim w ogóle wyszedłeś na ring.
To rezygnacja z miłości, zanim poczułeś pierwszy pocałunek.
To rezygnacja z podróży, zanim kupiłeś bilet.
To rezygnacja z życia, zanim ono się naprawdę zaczęło.
Jeśli czegoś nie zmienisz, to to wybierasz.
To zdanie nie ma być batem.
Ma być dzwonem.
Ma obudzić cię z letargu.
Ma przypomnieć ci o twojej mocy.
Nawet tej ostatniej, najmniejszej mocy, by dziś zrobić jeden, drobny, inny krok.
By zadzwonić.
By zapisać się.
By powiedzieć „kocham”.
Albo „przepraszam”.
By wyjść i iść przed siebie, choćbyś nie wiedział dokąd.
Bo alternatywą nie jest spokój.
Alternatywą jest powolne umieranie na własnych oczach.
To patrzenie w lustro za dziesięć lat i nie rozpoznawanie osoby, która w nim stoi.
To pytanie: „A co by było, gdybym się odważył?”, które będzie cię prześladować do końca dni.
Wybieraj więc.
Świadomie.
Nawet przez łzy.
Nawet z drżeniem kolan.
Wybieraj zmianę.
Wybieraj życie.
Zanim cisza twoich niewybranych dni zagłuszy na zawsze bicie twojego serca.
Katarzyna Ewa Borkowska