18/11/2025
Wdzięczność prosto z Bali.
Jestem na Bali w kobiecym kręgu. Każda z nas przywiozła tutaj swoje historie — o bliskości, o wyborach, o pragnieniach, o braku kontaktu z ciałem albo o tęsknocie za większą lekkością. I patrząc na nie jako psychoterapeutka i seksuolożka, widzę coś, co zawsze porusza mnie najgłębiej: kobiety w bezpiecznej przestrzeni zaczynają wracać do siebie poprzez ciało.
Bo seksualność nie zaczyna się w sypialni. Zaczyna się w oddechu, w sposobie, w jaki kobieta stawia stopy na ziemi, w tym, jak pozwala sobie czuć — przyjemność, zachwyt, swobodę.
Jechałam rowerem w lekkiej sukience, czując jak materiał dotyka skóry, jak wiatr przesuwa się po ramionach. To były proste bodźce, ale tak przecież działa kobiece ciało: ożywa, kiedy dostaje szansę, by odczuwać. I pomyślałam wtedy o wszystkich kobietach, które w gabinecie mówią: „Nie czuję siebie… czuję, że jestem obok własnego ciała”.
A tu, na Bali, ciało samo wraca. Wystarczy chwila, w której nikt niczego od nas nie chce.
Na huśtawce nad ryżowymi polami, w pięknej sukni, poczułam rozszerzenie w klatce — tak znajome z pracy nad seksualnością. To moment, kiedy ciało wchodzi w przyjemność nie przez erotyzm, ale przez czyste doświadczenie piękna. Przyjemność bez celu, nie dla kogoś, nie wystudiowana. Prawdziwa. Kobieca.
A kiedy stanęłyśmy pod wodospadem, robiąc sobie zdjęcia, ustawiając się, poprawiając włosy, dodając odwagi — zobaczyłam ucieleśnione siostrzeństwo. Kobiety dopingujące inne kobiety do bycia widzianymi.
W gabinetach często słyszę o wstydzie: o ciałach, które „powinny” wyglądać inaczej, o kobiecości, która „powinna” być bardziej określona. A tutaj widziałam, jak to się kruszy. W wodzie, w śmiechu, w pozach, w spontanicznym: „Wyglądasz bosko! Idź jeszcze bliżej!”.
To wszystko jest pracą z seksualnością — choć wiele osób nawet by tego tak nie nazwało. Seksualność to przecież bycie w ciele z akceptacją, z odwagą, z przyjemnością.
Wieczorami rozmawiałyśmy o związkach, o pożądaniu, o tym, jak różne są rytmy naszych ciał, jak bardzo możemy się różnić i wciąż być dobre, prawdziwe, pełne. I o tym, jak często kobiety próbują sprostać zewnętrznym oczekiwaniom, zamiast wsłuchać się w subtelny głos własnych potrzeb.
Jako terapeutka wiem, że seksualność rozwija się w relacji z ciałem — a tu widziałam, jak te relacje zaczynają się na nowo rodzić: powoli, czule, często w drobnych gestach, w spojrzeniach, w momentach, w których kobieta pozwala sobie zająć „więcej miejsca”.
W kobietach, które tu są, zobaczyłam ogrom mocy — tej, którą dają różne role, zawody, doświadczenia. Mocy, która na chwilę może się wycofać, kiedy w codzienności zapominamy o sobie. A potem, na takim wyjeździe, wraca jak fala: poprzez ciało, poprzez ruch, poprzez dotyk wiatru, poprzez rozmowę, poprzez odwagę patrzenia na siebie w obiektywie aparatu.
Ten wyjazd przypomniał mi, że kobieca seksualność to nie zadanie do wykonania. To krajobraz, który otwiera się wtedy, kiedy kobieta czuje się bezpieczna, widziana i wspierana.
A wspólnota kobiet — odważnych, różnorodnych, czułych — potrafi stworzyć przestrzeń, w której to otwieranie dzieje się samo.
I kiedy patrzę na nas — czuję, jak bardzo jesteśmy żywe. I jak pięknie ciało potrafi wrócić do siebie, kiedy mu się na to pozwoli.